Wycieczka do SCM - cz.1

Ocena użytkowników:  / 0
SłabyŚwietny 

Nadszedł czas na odebranie wygranej w konkursie TechnikStolarskich.pl na Facebooku z SCM Group Polska. We wtorek 11 października wylecieliśmy z lotniska w Warszawie. Już w samolocie wszystko zapowiadało przesympatyczny i wesoły wyjazd. Mimo że do hotelu w Rimini dotarliśmy przed północą, to cała ekipa zgodnie ruszyła w miasto na kolację na klasyczną włoską pizzę z winkiem.

Po wieczorze zapoznawczym następnego dnia nadeszła chwila, na którą wszyscy czekali. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od showroomu w Rimini. Panowie rozbiegli się jak dzieci po największym placu zabaw, jaki widzieli. Staliśmy z naszym włoskim opiekunem bezradnie dłuższą chwilę, zanim opanowaliśmy wszystkich i rozpoczęliśmy pokaz.

Potem przeszliśmy obejrzeć linię produkcyjną centrów obróbczych SCM i Morbidelli oraz przemysłowych maszyn do obróbki drewna litego, w tym strugarek czterostronnych, centrów kątowych do okien i maszyn dedykowanych do drzwi.

Następnie w stylowych nakryciach głowy i oczu, z lekka się pocąc, przeszliśmy przez jedną z dwóch odlewni, w której wytapia się żeliwo i tworzy formy o mniejszych gabarytach. Po lunchu w zakładowej restauracji zbunkrowaliśmy się w kabinie bezechowej, gdzie bada się poziom hałasu, zapylenia i wibracji naszych maszyn, ale również urządzeń dla firm zewnętrznych.

Po południu przejechaliśmy do Villa Verucchio, gdzie wszystko się zaczyna. Zakład, w którym produkuje się komponenty to prawie miasteczko fabryczne, odlewnia dla dużych elementów, wycinanie, gięcie i spawanie stali, lakierowanie, obróbka gotowych korpusów, szlifowanie żeliwa, produkcja elektrowrzecion i to, co lubimy najbardziej, czyli produkcja wózków do pilarek tarczowych.

Panowie byli mocno zaskoczeni ilością stanowisk do kontroli jakości, która odbywa się w trakcie i po każdym etapie obróbki. Po ładnych kilku kilometrach zwiedzania, przeszliśmy przez ulicę do zakładu, w którym mieści się linia produkcyjna maszyn tradycyjnych i mniejszych maszyn do obróbki płyty i drewna litego z działu SCM Premium.

Zmęczeni, ale z uśmiechami na ustach udaliśmy się na fantastyczną włoską kolację. Tylko Tomek dał się skusić na owoce morza, reszta poprzestała na makaronie i mięsie, ale i tak do hotelu praktycznie się dotoczyliśmy, a i tutaj część nieoficjalna nadal trwała.

Następnego dnia obeszliśmy kolejny zakład w Villa Verucchio, gdzie mieści się linia montażowa przemysłowych pilarek panelowych do rozkroju Gabbiani Macchine, urządzeń do załadunku, rozładunku, magazynowania i transportu Mahros, pras i linii przelotowych Sergiani i przemysłowych szlifierek szerokotaśmowych DMC.

Chłopaki kręcili z niedowierzaniem głowami patrząc na dobre trzysta metrów linii do rozcinania płyty. Łukasza trudno było oderwać od szlifierki na 8 agregatów z wałami po 300 mm średnicy. Następnie przeszliśmy przez dział logistyki, gdzie na wysyłki czekają gotowe maszyny. Stojąc na 4-półkowych regałach robiły wrażenie.

Na końcu przyszedł czas na San Marino i zakład produkcyjny Minimaxa. Tu panowie zaopatrzyli się w wykrywacze ryżu w postaci swoich rąk wkładanych w każdą półkę czy pojemnik, ale tylko jeden wykrywacz nieśmiało pisnął przy płytce z elektroniką - przekaźnik Omron. Pewni swego stanęli przy pojemnikach z plastikowymi pokrętłami, ale miny im szybciutko zrzedły, zobaczywszy dowody dostaw z pochodzeniem elementów. Absolutnie wszystkie tabliczki głosiły Made in Italy (na dowód zdjęcia i filmy w następnych artykułach).

Dwupiętrowa fabryka zakończyła cykl zwiedzania, pozostały nam dwa dni na inne przyjemności. Zwiedziliśmy San Marino, gdzie wspięliśmy się na samą górę, Rimini ze swoją romańską starówką i San Leo, gdzie po długiej wspinaczce wpadliśmy na muzeum broni i bogatą kolekcję narzędzi do torturowania. W Rimini śledząc cały Canale Grande, doszliśmy na ostatni cypel wychodzący w morze, gdzie chłopcy zmusili mnie do stanięcia na samym szczycie kupy gruzów, co dla osoby z lękiem przestrzeni nie było łatwym wyzwaniem. Oczywiście jako jedyna wzięłam solidny prysznic, kiedy wielka fala rozbryzgała się na kamieniach. Na pocieszenie dostałam tagliatele alla bolognese i solidną porcję vino bianco frizzante, którym raczyliśmy się przez cały pobyt.

Na zakończenie dziękuję wszystkim chłopakom za przemiło spędzony czas, specjalne podziękowania dla Tomka, który regularnie był zmuszany do pożyczania mi swojego swetra, bo oczywiście miejsce w walizce musiało się znaleźć dla zapasu Sanmarinese, a nie dla odzienia wierzchniego i dla Łukasza za wsparcie, kiedy jakieś drobiazgi nie chciały się zgrywać.